wtorek, 6 czerwca 2017

Kilka informacji na początek

Witajcie moi kochani 😚

   Dla niektórych to pewnie będzie bardzo szokująca informacja, bo są osoby, które są tu ze mną od początku. Postanowiłam, że zacznę poprawiać to opowiadanie. Zależy mi, żeby całość była w jednym stylu. Jak tak teraz patrzę na początkowe rozdziały to łapię się za głowę, to istna tragedia jak kiedyś pisałam. Wydaje mi się, że teraz mój styl się znacznie poprawił.

   Mam nadzieję, że nikt się nie będzie o to na mnie wściekał :c Teraz może być tylko lepiej!
   Zapraszam również na wattpad'ową wersję ⬇
Pozdrawiam, Ann <3


środa, 12 lutego 2014

✧3✧ Impreza

Jechaliśmy w ciszy. Patrzyłam przed siebie na zachodzące słońce, skupiłam myśli na chłopaku, który siedział obok mnie.
– Dlaczego jesteś taka cicha? – z rozmyślań wyrwał mnie nagle jego głos.
– Sama nie wiem... – wzruszyłam lekko ramionami, spoglądając w jego stronę.
– Musi być jakiś tego powód, ale jeśli nie chcesz o tym gadać to rozumiem.
Przez chwilę znów milczałam, nie wiedząc co powiedzieć. W żaden sposób nie chciałam mu się tłumaczyć, nie chciałam zasypywać go swoimi problemami. To zawsze kończyło się tak samo – odrzuceniem.
– Dlaczego właściwie chcesz mnie poznać? – zapytałam po chwili. Z litości? – dodałam w myślach.
– Jest w tobie coś, co odróżnia cię od innych. Od dawna nie było tu kogoś takiego jak ty.
Uśmiechnął się ukazując swoje urocze dołeczki. Odwzajemniłam uśmiech, jednak jego słowa nie były dla mnie do końca zrozumiałe. Zawsze starałam się być sobą, z innych czerpałam inspirację, a nie kopiowałam. Nie wydaje mi się żeby to był dobry powód na rozpoczęcie znajomości ze mną. Nie drążyłam więcej tego tematu, wolałam w tym momencie skupić się na imprezie. Poza tym, skoro Harry nie przypasował mojemu bratu, to nie będzie zbyt długa znajomość.
Kilka minut później wjechaliśmy do dzielnicy pięknych willi. Muzykę było słychać już z daleka. Harry zatrzymał samochód na podjeździe przed ogromnym, białym domem. Nie było tu zbyt wiele aut, ludzie przyjeżdżali tutaj po to by się upić. Jednak znalazło się kilka osób, które wolały się bawić bez alkoholu. Pojawiła się w mojej głowie mała nadzieja, że do tej drugiej grupy należał Harry.
Chłopak wysiadł pospiesznie i otworzył mi drzwi z pięknym uśmiechem.
– Mogę trzymać Cię za rękę? – zapytał kiedy stanęłam przed nim.
– Ymm... jasne – zagryzłam lekko wargę. Przez kilka sekund się wahałam, ale w końcu złapałam jego dłoń.
Ruszyliśmy w kierunku wejścia, nagle poczułam okropny ścisk w żołądku. Zatrzymałam się. Zaczęłam stresować się wejściem tam, ale bliskość Harrego działała na mnie uspokajająco.
– Coś się stało, Belle? – usłyszałam głos chłopaka.
– Nie, nic się nie stało. Zastanawiam się po prostu... Czy ja tam w ogóle będę mile widziana? – zagryzłam lekko wargę, skupiając swój wzrok na drzwiach domu.
Il va falloir du courage pour le découvrir*. – uśmiechnęłam się delikatnie na jego słowa. Trochę imponowała mi jego znajomość francuskiego.
– Chyba nie jestem na tyle odważna...
Widząc Barbarę ścisnęłam odruchowo rękę Harrego i poszłam w nieznanym mi kierunku, ciągnąc go za sobą. Po chwili puściłam jego dłoń, widząc jak patrzą na nas inni. Zrobiło mi się gorąco na myśl o tym, co mogło pojawić się w ich głowach. Znalazłam dość zaciszne miejsce, w zasadzie to kręciło się tu tylko kilka nieznanych mi osób. Muzyka docierała tutaj w mniejszych ilościach i można było w miarę normalnie rozmawiać.
– Napijesz się czegoś? – zapytał Harry, kiedy usiadłam na jednym z foteli. – Może drinka?
Pokiwałam twierdząco głową. Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo chłopaka nie było już w pomieszczeniu. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że byłam za młoda na takie drinki, ale żeby się choć trochę dopasować, musiałam się zmusić. Zależało mi bardzo by w końcu znaleźć znajomych, potrzebowałam tego. Dopasowanie się nie może przecież być takie trudne...
Po chwili, która była dla mnie wiecznością w tym miejscu, Harry pojawił się z dwiema szklankami kolorowego drinka
– Dwie? – spytałam lekko unosząc brwi. – Przecież Ty prowadzisz...
Nie zdążyłam ugryźć się w język. Nie znaliśmy się za dobrze, a ja zaczynałam się zachowywać jakbym chciała kontrolować każdy jego ruch. Westchnęłam cicho, bo nie powinno mnie to interesować.
– Spokojnie, Belle. To tylko sok. Ty masz drinka. – podał mi szklankę.
Spojrzałam na nią i zrobiłam jeden mały łyk. Drink był wyjątkowo mocny, więc nie było siły bym się nie skrzywiła. Harry się tylko uśmiechnął na ten widok. Wtedy wpadł mi do głowy bardzo głupi pomysł, który udało mi się na nieszczęście zrealizować. Duszkiem wypiłam całą zawartość szklanki, stwierdzając tylko, że był nawet dobry.
– Oh, widzę że jesteś spragniona. – chłopak zaśmiał się cicho. – Uważaj, bo to jest bardzo mocne.
– Zatańczymy? – zupełnie zignorowałam jego uwagę, która w tamtym momencie powinna być dla mnie bardzo istotna.
– Jasne. – uśmiechnął się lekko, odstawiając szklanki i chwytając mnie za rękę, pociągnął w stronę tłumu ludzi w innej części domu.
Wystarczył jeden drink by alkohol dodał mi nieco odwagi. Kiedy tylko muzyka zrobiła się wolniejsza, przytuliłam się do niego pewniej i razem z nim kołysałam się w rytm muzyki. Przetańczyliśmy parę piosenek, po czym znów poszliśmy się pić. Pochłonęłam kilka drinków, zanim zaczęłam odczuwać skutki wypitego alkoholu.
– Patrzcie kogo my tu mamy, ofiara na imprezie elity! – odwróciłam się, a moim oczom ukazała się Barbara. – To nie jest impreza dla nieudaczników! – krzyknęła.
– Odczep się! – warknęłam. – Myślisz, że jak masz kasę i zawsze świecisz cyckami to będziesz super? Jesteś żałosna!
Zupełnie nie kontrolowałam słów, jakie wychodziły z moich ust. Wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko.
– Co powiedziałaś, idiotko?
– Zostaw ją, Barbara... – wtrącił się Harry, ale został zignorowany.
– Dobrze, słyszałaś żałosna zdziro!
W następnej chwili leciałam na podłogę, pchnięta przez Barbarę. Harry pomógł mi wstać, próbował jakoś powstrzymać tą bijatykę, ale wyszarpałam mu się. Barbara dostała ode mnie w twarz i cofnęła się łapiąc się za nos. Zaczęła szarpać mnie za włosy, więc wymierzyłam kolejny cios, tym razem w brzuch, jednak czyjeś ręce mnie powstrzymały. Po chwili stałam przed nią, trzymana przez Harrego. Barbarę trzymał jakiś chłopak, który akurat teraz musiał się tutaj pojawić. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że wszyscy, którzy byli w pobliżu, patrzyli na nas.
– Daj sobie z nią spokój, Belle, bo nie warto się z nią szarpać. – powiedział do mnie, gdy prowadził mnie w stronę stolika, bym mogła usiąść i ochłonąć.
– Przyniosę Ci szklankę wody. – uśmiechną się, po czym zniknął wśród tłumu, zostawiając mnie samą przy stoliku.
W końcu zobaczyłam go w tłumie jak rozmawia z Barbarą.
Ta zdzira z nim flirtuje... Leci na niego, jak nic! Tak nie może być! – pomyślałam, opierając się łokciami o stolik.
Przez alkohol zaczynałam tracić rozsądek, nie myślałam już racjonalnie. Wydawało mi się, że Harry chce mnie zdobyć, ale przecież on nie mógł interesować się takim dnem jak ja. W tamtym momencie chciałam zatrzymać go przy sobie, nie mogłam dopuścić do niego Barbary.
– Proszę, Belle. – powiedział Harry z pięknym uśmiechem, kiedy wrócił do mnie ze szklanką wody. Nawet nie wiedziałam ile czasu minęło.
– Harry? – zapytałam cicho, łapiąc za szklankę. Byliśmy na zewnątrz, więc było tu znacznie ciszej.
– Tak?
– Ja... ja przepraszam za tamto. – westchnęłam głośno, chowając głowę w ramionach i opierając je na stoliku.
– Pewnie zrobiłbym to samo na twoim miejscu. Jakby mi jakiś facet ubliżał to bym mu z pewnością wpierdolił.
– To nie jest śmieszne...
Nagle zrobiło mi się niedobrze. Bez słowa pobiegłam poszukać łazienki. Miałam tylko nadzieję, że nikt mnie nie widział w takim stanie. To musiał być straszny widok. Po jakimś czasie stanęłam przed lustrem, przemyłam twarz wodą. Próbowałam się ogarnąć jakoś. Kiedy wyszłam z toalety, ujrzałam Harrego, opierającego się o ścianę.
– Zawiozę Cię do domu, Lux. – powiedział, podchodząc do mnie.
– Nie chcę wracać do domu. Louis nie może zobaczyć mnie w takim stanie... – westchnęłam głośno, opierając się o ścianę.
– Więc może pojedziemy do mnie? – spojrzałam na chłopaka zaszokowana jego propozycją, szerzej otwierając zmęczone oczy.
Trochę niepewnie pokiwałam głową, zgadzając się bym przenocowała u niego. Ruszyliśmy w stronę wyjścia, przeciskając się przez zatłoczony salon. Harry musiał mnie podtrzymywać, bo okropnie kręciło mi się w głowie. Kiedy wyszłam na zewnątrz, Barbara zatrzymała Harrego w środku. Miałam ochotę rzucić się na nią z pięściami po raz kolejny, widząc jak go całuje. Kiedy Harry w końcu wyszedł, miałam wrażenie, że był bardzo z tego zadowolony.
Chłopak pomógł mi dostać się do auta. Zastanawiało mnie dlaczego nie odepchnął Barbary, gdy go pocałowała. Zmęczenie sprawiło, że półprzytomna oparłam się o szybę i pogrążyłam się w marzeniach, nawet nie zwróciłam uwagi na to, kiedy auto ruszyło. Wyobrażałam sobie mnie w ramionach idealnego chłopaka o lekko kręconych włosach i oczach pełnych tajemnicy.
Przejazd przez próg zwalniający spowodował, że powróciły nudności i to otrzeźwiło mój umysł. Lux stop! Ogarnij się. On nic do ciebie nie czuje, a tym bardziej ty do niego. – potrząsnęłam lekko głową i spojrzałam w kierunku Harrego, który w skupieniu patrzył na drogę.
– Już jesteśmy. – odezwał się, kiedy samochód się zatrzymał.
Czy ja w ogóle dobrze robię? Czy mogę ufać chłopakowi, którego ledwo znam?
"Pan idealny" wyciągnął mnie z samochodu, biorąc na ręce. Czułam się cudownie w objęciach idealnego chłopaka. Posadził mnie na kanapie, obejmując ramieniem. Patrzyłam nieobecnym wzrokiem w ścianę przed sobą.
Z tego co działo się później, pamiętam tylko urywki. Jego ciepłe usta, które delikatnie muskały moje. Z pozycji siedzącej przeszliśmy na leżącą. Delikatne pocałunki na mojej szyi. Koszula Harrego lądująca na ziemi. Harry biorący mnie na ręce, zanoszący do sypialni, następnie ściągający ze mnie ubrania. Potem w mojej pamięci pojawia się czarna dziura.
Powoli podniosłam powieki, a moje oczy poraziło ostre słoneczne światło. Czułam narastający ucisk w skroniach, a mój język był suchy jak wiór. Wczorajszego wieczoru zdecydowanie przesadziłam z alkoholem. Próbowałam zebrać siły aby wstać z łóżka, jednak moją uwagę przykuł żyrandol, który nie pasował do mojego pokoju.
– Księżniczka się już obudziła? – usłyszałam zachrypnięty głos obok swojej głowy. Spojrzałam w bok i ujrzałam uśmiechniętą twarz Harrego.
– Co ja tu robię? – zapytałam przerażona.
– Nie pamiętasz już?
Pokiwałam przecząco głową, otwierając szeroko oczy z przerażenia. Właśnie ziszczało się to, czego najbardziej się obawiałam.
– Harry... Czy wczoraj doszło do czegoś między nami?
– Nawet nie wiesz jak bardzo mnie zaskoczyłaś. Nie sądziłem, że jak tylko wejdziemy do domu zedrzesz ze mnie ciuchy. Mam nadzieję że sąsiedzi nie słyszeli tego jak jęczałaś. Było bosko i obyśmy to szybko powtórzyli. – patrzył na mnie z szeroki uśmiechem.
Zrobiło mi się gorąco, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. To nie było w moim stylu, nigdy nie sypiałam z przypadkowymi facetami i to jeszcze po pijaku.
– Co Cię tak śmieszy? – zapytałam nagle widząc, że Harry wybucha głośnym, niekontrolowanym śmiechem.
– Śmieszy mnie to, że uwierzyłaś w tą historyjkę.
– Co takiego?
– Nie jestem typem faceta, który zaciąga do łóżka pijane dziewczyny. Owszem, było nieco pikantnie, bo zaczęłaś mnie całować jak tylko posadziłem Cię na kanapie, ale do niczego więcej nie doszło. Zasnęłaś chwilę później, więc zaniosłem Cię do łóżka, a że nie lubię spać na kanapie to położyłem się obok. – uśmiechnął się lekko, zagryzając wargę. – Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe?
Pamiętałam zupełnie inne obrazy niż to o czym mówił.
– Nie żartuj sobie tak ze mnie, bo to mnie przeraża... – westchnęłam głośno siadając na łóżku. – Na pewno niczego więcej nie robiliśmy?
– Przecież nadal masz na sobie ubrania, Belle. To byłoby bez sensu jakbym Cię ubrał zaraz po seksie. – zaśmiał się cicho, wstając z łóżka.
– No więc teraz za karę musisz zrobić mi śniadanie. – spojrzałam na niego z poważną miną.
– No dobrze, nie będę się nawet sprzeciwiał i idę wykonać swoją karę... Oh cóż za okrutna kara! – zaśmiał się ponownie, po czym wyszedł z pokoju.
Poszłam za nim, przeciągając się mocno. Bolało mnie dosłownie wszytko w tym momencie, o rozsadzającym bólu głowy nie wspominając. Kiedy dotarłam za nim do kuchni, Harry podał mi szklankę z wodą. Wypiłam ją duszkiem i usiadłam przy wysepce. Przyglądałam się bez słowa jak chłopak przygotowuje śniadanie.
– Możesz szybko wziąć prysznic, jeśli chcesz. – zaproponował Harry kiedy skończyłam jeść jajecznicę.
– Muszę już wracać do domu, zanim Louis zorientuje się, że mnie nie ma. – westchnęłam głośno, upijając ostatni łyk zielonej herbaty.
– W takim razie daj mi tylko chwilę, żebym się ogarnął i odwiozę Cię do domu. – zebrał talerze ze stołu i poszedł w kierunku zlewu.
– Nie trzeba. Jest ładna pogoda, więc mogę się przejść. – wstałam, cały czas patrząc w jego kierunku.
– Nie ma mowy. To nie jest przyjemna okolica, więc nie będziesz tędy chodzić sama. Daj mi tylko pięć minut.
Czekałam na niego na schodach przed domem. Zanim wyszedł, dokładnie obserwowałam okolicę i zdałam sobie sprawę, że kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem.


*

Harry odwiózł mnie prawie pod sam dom. Poprosiłam go by zatrzymał się nieco wcześniej, żeby Louis niczego nie zauważył.
– Dziękuję za pyszną jajecznicę. – uśmiechnęłam się lekko do niego.
– Nie ma sprawy, polecam się na przyszłość, jeśli nie będzie Ci miał kto zrobić dobrego śniadania.
Otworzyłam drzwi i wyszłam jak najszybciej. Ta sytuacja z poprzedniego wieczora i jego obecność sprawiały, że miałam mętlik w głowie. Miałam wtedy ochotę pocałować go raz jeszcze, ale nie byłam do końca pewna jego zamiarów. Nie chciałam niczego ryzykować.
– Do zobaczenia. – pomachałam mu na pożegnanie i zamknęłam drzwi. Kiedy przechodziłam na chodnik, jeszcze patrzyłam na niego, a on na mnie, odsłaniając swoje cudowne dołeczki w równie pięknym uśmiechu.
Ostrożnie prześlizgnęłam się na tył domu, nie chcąc, aby przypadkiem brat mnie zauważył. Weszłam do swojego pokoju przez okno, choć nie było to dla mnie łatwe bez niczyjej pomocy. W końcu nie byłam zbyt wysoka.
Od razu po wejściu do pokoju przebrałam się w piżamę i wyszłam z niego, udając zaspanie. W kuchni spotkałam mojego brata robiącego sobie kawę.
– Dzień dobry młoda. – uśmiechnął się o mnie lekko, stawiając kubek kawy na stole. – Zjesz ze mną śniadanie?
Ulżyło mi widząc go uśmiechniętego, bo znaczyło to, że nie zauważył mojej nieobecności.
– Nie, nie mam na razie ochoty na jedzenie. – wzruszyłam ramionami, spoglądając na zegarek. – A Ty przypadkiem nie powinieneś właśnie wchodzić do pracy?
– Cholera! – wstał nagle jak porażony, dopił szybko kawę i pobiegł do swojej sypialni.
Nie minęły dwie minuty, a on już stał przed drzwiami, zakładając buty. Nie czułam się zbyt dobrze okłamując brata, ale było to jedyne rozwiązanie tej sytuacji. Nie chciałam zmarnować szansy znalezienia w końcu znajomych i powrotu do normalności. Kiedy Louis w końcu wyszedł do pracy, mogłam na spokojnie pójść pod prysznic i zebrać wszystkie myśli o tym co działo się wczorajszego wieczoru.
________________
*Il va falloir du courage pour le découvrir. - Trzeba trochę odwagi, by się dowiedzieć. 

wtorek, 11 lutego 2014

✧2✧ Przełamanie

Następnego dnia obudziłam się jeszcze przed budzikiem, a widząc która jest godzina stwierdziłam, że mam chwilę by chociaż poleżeć. To było zupełnie do mnie nie podobne, że wstaję przed budzikiem nie budzona przez Louisa kilkanaście razy. Przez to wszystko co mnie spotkało ciągle zastanawiałam się czy mogę zaufać nowo poznanej przeze mnie osobie. Chciałam żeby to wszystko się już skończyło, żebym w końcu zaczęła normalnie żyć, tak jak to było przed wypadkiem moich rodziców. 
Powoli zwlokłam się z łóżka, przeciągając się. Wzięłam z krzesła ubrania, przygotowane poprzedniego dnia i poszłam do łazienki. Stojąc przed lustrem próbowałam pozbyć się z mojej głowy obrazu Harry'ego, który pojawił się nawet w moim śnie. To było bardzo miłe, że obronił mnie przed Barbarą, ale zdecydowanie za dużo o nim myślę. Ubrałam się i przygotowałam do szkoły. 
Wchodząc do kuchni zauważyłam Louisa siedzącego przy stole, a raczej śpiącego z głową opartą o stół. Doceniam to, że sam zarabiał na naszą dwójkę, ale czasami się przepracowywał. Podeszłam do niego i szturchnęłam go pięścią w ramię. 
– Wstawaj śpiąca królewno. – zażartowałam nastawiając wodę na kawę. 
– Jeszcze chwileczkę mamusiu… – wymamrotał obracając głowę na drugi bok. Nagle zaczął przeklinać pod nosem i syknął łapiąc się za włosy. 
– Co się dzieje Lou? – odwróciłam się w jego stronę marszcząc brwi. – O boże, co Ci się stało? 
Po jego twarzy spływała malutka stróżka krwi, a jego nos był siny. Chwyciłam ścierkę i podeszłam do niego każąc mu się pochylić do przodu. 
– Louis, powiesz mi wreszcie co Ci się stało? – zapytałam nerwowo. 
– Dobra, już dobra… – znów syknął z bólu kiedy przykładałam mu ręcznik do rany. – W pracy ktoś z rozmachem otworzył drzwi kiedy szedłem korytarzem i dostałem prosto w twarz… Możesz tak mocno nie przyciskać tej szmatki do mojego nosa? 
– Przepraszam… – westchnęłam cicho. – Dlaczego od razu tego nie opatrzyłeś albo nie pojechałeś do szpitala? Zresztą…  Przytrzymaj sobie to tak, ja muszę już biec do szkoły bo zaraz się spóźnię. – odeszłam do niego łapiąc za plecak i skierowałam się do wyjścia. Zatrzymałam się przy drzwiach spoglądając na niego. – Lepiej idź z tym do lekarza, bo może być złamany. 
– Dobrze mamo, poradzę sobie. – powiedział ironicznie, przewracając oczami. 
Zaśmiałam się cicho i wyszłam z domu, po czym założyłam słuchawki na uszy kierując się w stronę szkoły. Po przejściu kilkunastu metrów odniosłam wrażenie, że jestem śledzona. W przedniej szybie auta, zaparkowanego przy krawężniku, zauważyłam, że idzie za mną jakaś zakapturzona postać. To mógł być jakiś przypadkowy przechodzień, ale mimo wszystko czułam zaniepokojenie. Chyba zaczynało się dziać ze mną coś złego, bo od ponad tygodnia czułam się obserwowana.  
Po dotarciu na teren szkoły niepewnie kroczyłam w stronę drzwi wejściowych. O murek oddzielający trawnik od ścieżki stała oparta Barbara i jej koleżaneczki, które uważnie mierzyły mnie wzrokiem. Na szczęście słuchawki chroniły mnie przed światem zewnętrznym, a głos Tylera Josepha skutecznie zagłuszał docinki Barbary. Spojrzałam w ich stronę akurat kiedy się śmiały i mogłam się tylko domyślać, że chodziło o mnie. Weszłam jak najszybciej do budynku, starając się unikać wzroku innych osób, ale nie było to takie łatwe kiedy już drugiego dnia zgubiłam się w szkole. W takich właśnie momentach nasilał się mój lęk przed ludźmi i dostałam ataku paniki. Oparłam się o zimną ścianę korytarza, na którym o tej porze jeszcze nikogo nie było. Starając się zapanować nad niespokojnym oddechem, położyłam dłoń na klatce piersiowej. Po kilku głębszych oddechach, kiedy plątanina emocji w mojej głowie nieco się uspokoiła, sprawdziłam godzinę na telefonie. 7:47. Zostało niewiele czasu na odnalezienie się w ogromnym budynku szkoły. Westchnęłam cicho, dając głośniej muzykę, bo akurat rozbrzmiały pierwsze dźwięki mojej ulubionej piosenki Arctic Monkeys. 
Ruszyłam w przypadkowo wybranym kierunku i zdałam się na los. Na szczęście udało mi się przypomnieć drogę do głównego holu, w którym było już pełno ludzi. W tłumie dostrzegłam chłopaka z mojej klasy i poszłam za nim, mając nadzieję, że nikt tego nie zauważy i niczego złego sobie o mnie nie pomyśli. Jeszcze przed dzwonkiem znalazłam się w klasie. Przeszłam przez całą klasę na tył zdejmując słuchawki. Niepewnie usiadłam w ostatniej ławce obok Harrego, bo właściwie tylko to miejsce było wolne, pomijając dwie ławki zajmowane przez Barbarę i jej koleżaneczki. 
– Cześć – powiedziałam nieśmiało i uśmiechnęłam się lekko w stronę chłopaka jednak on odwrócony był w stronę okna.
Chłopak dopiero po chwili odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się lekko. Kiedy zobaczyłam jego twarz, aż podskoczyłam ze zdziwienia. Miał spuchnięte oko, a jego dolna warga była rozcięta i sina. 
– Co ci się stało? 
– Oh, to nic takiego... – odpowiedział wzruszając ramionami. – Rano miałem małą sprzeczkę z pewnym kolesiem. 
Od razu przypomniałam sobie obitą twarz Louisa. Mam nadzieję, że to nie jego spotkał rano. 
– Mogę wiedzieć o co poszło? 
Chłopak wzruszył ramionami, jakby nic się nie stało. Miałam dziwne wrażenie, że któryś z nich może mnie okłamywać. 
– Ofiara znów miała czelność pokazać się w szkole! – krzyknęła Barbara wchodząc do klasy. Ten dzień jeszcze dobrze się nie zaczął a mój humor właśnie się popsuł . 
– Daj jej spokój. – mruknął Harry do tej pustej lali z zadziwiającym spokojem. 
Dziewczyna mrucząc coś pod nosem usiadła na swoje miejsce. Spojrzałam w jej stronę a ona przeszyła mnie wrogim spojrzeniem. 
– Wszystko okey? – zapytał troskliwie zielonooki przysuwając się lekko do mnie. 
– Ze mną tak, ale ty nie wyglądasz najlepiej. 
– Daj spokój Lux. Już mówiłem, to nic takiego. Nie musisz prowadzić śledztwa… – mruknął trochę zdenerwowany. 
Zachowywał się inaczej niż wczoraj, był rozdrażniony, z pewnością z powodu tej bójki. Próbowałam skupić się na tym, co tłumaczy nam nauczyciel, ale czułam na sobie przeszywający wzrok Harry'ego, który mnie rozpraszał. Zaczęłam nerwowo szukać długopisu w piórniku kiedy nauczyciel zaczął podawać przykłady do rozwiązania. Po raz pierwszy chciałam zrozumieć matematykę, której tak nienawidziłam. Nie chciałam chciałam po raz kolejny być kłopotem dla swojego brata. Odwróciłam się w stronę chłopaka z pytaniem czy mógłby pożyczyć mi coś do pisania. Chłopak z lekkim uśmiechem podał mi pióro. W podziękowaniu uśmiechnęłam się do niego.  
Poczułam dziwne, przyjemne ciepło w brzuchu. To było miłe, że ktoś pomagał mi od początku mimo, że do końca mnie nie znał. Nigdy się nie uśmiechałam, a on tak prostym gestem wywołał uśmiech na mojej twarzy. Przez chwilę zapatrzyłam się w okno myśląc o tym, jak jeszcze może zaskoczyć mnie ta szkoła. Z zamyślenia wyrwał mnie głos nauczyciela. 
– To może kolejny przykład rozwiąże nam… Lux. Choć proszę do tablicy. 
– Proszę pana… ja tego nie rozumiem… – powiedziałam cicho patrząc na swój zeszyt. 
– Omawiamy to całą lekcję, dlaczego nie słuchasz? Muszę Cię chyba przesadzić. – Powiedział chłodno nauczyciel. – Zapraszam do tablicy, już. 
– Ale ja naprawdę tego nie rozumiem... westchnęłam pod nosem. 
Powoli wstałam z miejsca czując na sobie wzrok całej klasy. Niepewnie szłam w stronę tablicy słysząc za sobą śmiechy Barbary i jej koleżaneczek. Spojrzałam na zadanie i zbladłam, bo kompletnie nie rozumiałam tego, co właśnie przerabiamy. Na szczęście nauczyciel był na tyle litościwy że pozwolił mi usiąść, mówiąc abym zaczęła słuchać. Poprosił do tablicy Harrego, który bez problemu rozwiązał przykład. 
Przez resztę lekcji skupiałam się na tablicy i na tym, co mówi nauczyciel starannie notując wszystko w zeszycie. Ignorowałam wzrok Harry'ego, który był coraz bardziej krępujący. 
Kiedy zadzwonił dzwonek zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z klasy. Na korytarzu dogonił mnie Harry. 
– Lux, jeśli chcesz bardzo chętnie pomogę Ci z matematyką. – zaproponował, ciągle idąc obok mnie. – Nie chwaląc się, jestem całkiem dobry, a widziałem, że za bardzo sobie nie radzisz. 
– Dzięki za propozycję, ale jakoś sobie poradzę z ogarnięciem zaległości... – wzruszyłam obojętnie ramionami. 
– Jeśli zmienisz zdanie to napisz do mnie. – wcisnął mi do ręki małą karteczkę, jak się domyśliłam z jego numerem telefonu.
– Jasne...
*
Na długiej przerwie postanowiłam pójść na stołówkę, bo od rana jeszcze niczego nie zjadłam. Kupiłam sałatkę, ostatnio nie miałam w ogóle apetytu, ale nie mogłam się głodzić. Znalazłam wolny stolik gdzieś z dala od innych, lecz po chwili przysiadł się do mnie mój zielonooki "prześladowca". 
– Hej Belle… Odchudzasz się? – uniósł brew patrząc na moją sałatkę. 
– Cześć – mruknęłam przewracając oczami. – Nie odchudzam się, po prostu lubię sałatki... 
– Coś się stało? 
– Martwisz się o mnie? – spojrzałam na niego unosząc brwi. – U mnie wciąż to samo, ale za to Ty nie wyglądasz najlepiej z tym siniakiem na twarzy. 
– Już Ci to tłumaczyłem, przestań drążyć temat. – odezwał się stanowczo. 
Westchnęłam, skupiając się na kończeniu mojej sałatki. Modliłam się w duchu by Barbara się tutaj nie pojawiła. 
– Jessica robi imprezę dzisiaj wieczorem. – zagadał w pewnym momencie.– Dostałem zaproszenie i pomyślałem, że może poszłabyś tam ze mną? 
Dopiero po chwili podniosłam na niego wzrok, orientując się, że nikogo innego nie było obok. 
– To było do mnie? Oh, wiesz… wydaje mi się, że nie będę tam mile widziana. W końcu jestem ofiarą… – westchnęłam cicho podpierając się. 
– Daj spokój Lux, nie zachowuj się jakbyś faktycznie nią była. Jesteś tu nowa, okay, ale pokaż im wszystkim, że nie dasz sobą pomiatać. 
– Masz rację. – pokiwałam lekko głową. – Tylko jest jeszcze jeden kłopot... Mój brat jest nadopiekuńczy i z pewnością będę miała problem z przekonaniem go żebym mogła wyjść w ogóle z domu. Od momentu naszej przeprowadzki zdecydowanie zaczął przesadzać z kontrolowaniem mnie. 
Wydawało się mi, że Harry spiął się prawie niezauważalnie, a jego żuchwa zacisnęła się lekko. Po chwili jednak rozluźnił się i westchnął cicho. Przyglądałam mu się uważnie by rozpoznać co było przyczyną tego spięcia. Możliwe, że zdenerwowało go to, co powiedziałam, choć nie powiedziałam nic złego, a może przypomniał sobie o czymś, co mogło go zdenerwować. 
– Lux, wyluzuj i choć raz złam zasady. Będę po ciebie przed 20 i nie chcę słyszeć sprzeciwu. – wstał nie dając mi niczego powiedzieć i po prostu poszedł w kierunku wyjścia ze stołówki.  
Nie miałam ochoty iść na tą imprezę by nie stać się pośmiewiskiem, ale nie chciałam zrażać do siebie jedynej osoby, która ze mną rozmawia. Z drugiej strony miałam wrażenie, że Harry ma w tym wszystkim ukryte intencje. 

*
Kolejne zajęcia mijały bardzo powoli, jednak tym razem samotnie, ponieważ Harry po naszej rozmowie już nie pojawił się na innych lekcjach. Sama chętnie urwałabym się z lekcji, ale gdyby tylko mój brat się o tym dowiedział to z pewnością już do końca życia byłabym uziemiona. 
Po lekcjach chciałam jak najszybciej wrócić do domu. Kiedy dochodziłam już do domu na podjeździe zauważyłam zupełnie obcy samochód. Od razu pomyślałam o tym, że to Harry, ale chwilę później przypomniałam sobie auto, którym mnie podwoził wczoraj pod dom. Powoli weszłam do domu rozglądając się. Już od drzwi przywitały mnie krzyki Louisa i jego dziwnych kolegów oglądających jakiś mecz. Nie zwracając na siebie uwagi poszłam szybko do swojego pokoju. Byłam zdziwiona widząc go w domu, bo zawsze o tej porze siedział już w pracy. Widocznie musiał wziąć wolne, nie dziwię mu się, był wyraźnie przemęczony ciągłą pracą. 
Leżąc na łóżku, zastanawiałam się czy w ogóle powinnam iść na imprezę z Harrym. Tym bardziej, że Jessica, u której miała ona być, jest jedną z podwładnych królowej Barbary. Stwierdziłam, że nie mogę ciągle trzymać się na uboczu. Chyba pora coś zmienić w swoim życiu i zacząć wychodzić do ludzi. Tym bardziej, że będę tam z Harrym, więc będę mogła poczuć się nieco pewniej. 
Wstałam z łóżka i poszłam do salonu.  
– Louis możemy chwile pogadać? – zapytałam nieśmiało, widząc nadal siedzących w salonie kolegów mojego brata. 
Louis powoli wstał z kanapy, jeszcze komentując mecz i poszedł za mną do kuchni. 
– Nie martw się, już sobie poradziłem z siniakami. – wzruszył lekko ramionami, opierając się o blat. Jego twarz faktycznie wyglądała już o wiele lepiej. 
– Ja nie w tej sprawie. 
– To o co chodzi? 
– Widzisz... - zaczęłam niepewnie – Dzisiaj wieczorem jest impreza u takiej Jessici i chciałam na nią pójść... 
– Jasne, w czym problem?  
– Zaprosił mnie na nią kolega z klasy. – przygryzłam lekko wargę. 
– Który kolega? 
– Ten, który mnie wczoraj podwiózł... 
– Właściwie to i tak nie wiem kto to jest. – wzruszył ramionami. – Mam tylko nadzieję, że on odwiezie Cię później do domu. 
– O to się nie martw. 
– Tylko żadnego alkoholu moja droga. – powiedział stanowczo, krzyżując ręce na piersi. 
– Ja mam 17 lat Louis, nie musisz mi tego mówić... 
– Owszem, muszę. Jestem twoim starszym bratem. – rozczochrał moje włosy z uśmiechem i wrócił do swoich kolegów. 
Wróciłam do swojego pokoju i znów położyłam się na łóżku. Gapiąc się w sufit, zaczęłam się zastanawiać czy pójście na tą imprezę jest w ogóle dobrym pomysłem. Tylko teraz było już za późno na zmianę decyzji. Nie chciałam żeby Harry zaczął o mnie źle myśleć. 
Spojrzałam na zegarek, stojący na szafce przy łóżku. Dochodziła godzina 19:30, a ja nadal nic ze sobą nie zrobiłam. 
Oh nie, za niedługo będzie tu Harry. – pomyślałam, wstając powoli z łóżka. 
Stanęłam przed szafą, zastanawiając się co byłoby najodpowiedniejsze na taką imprezę. Moje ubrania raczej nie pasowały do stylu tych bogatych lalek. Stwierdziłam, że nie będę się dopasowywać do nich, zostanę sobą. Założyłam koszulkę z krótkim rękawem w kolorze khaki i czarne, długie ogrodniczki. Włosy spięłam w wysokiego kucyka i byłam już gotowa do wyjścia. Pozostało mi tylko poczekać na Harrego. 
Przed godziną 20 usłyszałam dzwonek do drzwi. Wręcz wybiegłam ze swojego pokoju żeby je otworzyć. Jednak mój brat okazał się być szybszy. 
– Przynajmniej poznam tego twojego kolegę. – uśmiechnął się do mnie, ale kiedy otworzył drzwi, spoważniał. 
Harry i Louis przez dłuższy czas patrzyli na siebie w milczeniu, a ja kompletnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Stałam z boku i czekałam na jakąkolwiek reakcję Louisa. Myślałam, że się tylko zgrywa, żeby wystraszyć biednego chłopaka. Po chwili jednak nastąpił wybuch. 
– Ty podstępna kurwo! – krzyknął Louis trzaskając drzwiami, zamykając je tuż przed nosem zaskoczonego chłopaka. Zamurowało mnie. – Nigdzie z nim nie pojedziesz! 
Wrzasnął na mnie wyraźnie wściekły. 
– O co Ci chodzi? Co ten chłopak Ci takiego zrobił? – zapytałam marszcząc brwi. Próbowałam zrozumieć całą tą sytuację. 
– To moja sprawa, ale Ty na pewno nigdzie z nim nie pojedziesz! Wracaj do pokoju... – westchnął i odwrócił się do mnie plecami, kierując się do salonu, gdzie czekali na niego koledzy, śmiejący się z całej tej sytuacji. 
– Nienawidzę Cię! – krzyknęłam, biegnąc w stronę mojego pokoju. 
Od kiedy zostaliśmy sami, zawsze znajdował jakąś banalną wymówkę żeby niszczyć moje kontakty z ludźmi. W każdym nowo poznanym chłopaku znajdował jedną, nieistotną dla mnie wadę, która przeszkadzała mu do tego stopnia, że zakazywał mi kontaktów z nim. 
Kiedy tylko weszłam do pokoju, dobrze zamknęłam drzwi i otworzyłam szufladę szafki przy łóżku. Wyjęłam z niej moje jedyne pocieszenie – zdjęcie rodziców i żyletkę. W gorszych momentach to zawsze mi pomagało. Jeszcze wczoraj myślałam, że wszystko się zmieni, ale jak zwykle było to chwilowe złudzenie. Nacięłam skórę na ręce w taki sposób, aby nie pozostały tam większe blizny. Chciałam uniknąć zdemaskowania. Patrzyłam na zdjęcie rodziców, wspominając wszystkie dobre chwile spędzone z nimi. 
Po chwili usłyszałam ciche pukanie w okno. Mimowolnie spojrzałam w tamtą stronę, nerwowo zaczęłam chować wszystko do szuflady, a rękę owinęłam bandażem. Podeszłam do okna i w pierwszej chwili, mimo że jeszcze było dość jasno, nie zauważyłam nikogo. Lekko rozchyliłam usta w zdziwieniu, widząc wyłaniającą się zza drzewa znajomą postać. 
Otworzyłam okno i wychyliłam się trochę. 
– Harry? –  zapytałam cicho i rozejrzałam się dookoła. 
– Tak, nie odejdę stąd póki ze mną nie wyjdziesz... – stanął bliżej mojego okna, kiedy zorientował się, że nikt inny go nie usłyszy. 
Odwróciłam się na moment w stronę lustra, stojącego niedaleko okna. Miałam napuchnięte oczy, więc chłopak bez problemu zorientuje się, że płakałam. Nie chciałam, żeby już na samym początku znajomości poznał mnie od tej bardziej problematycznej strony. 
– Lux, wszystko okay? – zapytał troskliwie. 
– Nie chcę o tym mówić. –  otarłam policzki z resztek łez i znów spojrzałam przez okno. – Nie wiem co mój brat ma do Ciebie... Nie chciałam żeby to tak wyszło. Przepraszam za niego.  
– Nie przepraszaj, chyba nawet go rozumiem... – westchnął cicho. 
– W takim razie chodźmy na tą imprezę. Mój brat nie musi o niczym wiedzieć. Do jutra na pewno nie zajrzy do mojego pokoju więc nawet się nie zorientuje, że mnie nie ma. 
– Więc skacz, Belle. Złapię Cię. – uśmiechnął się do mnie lekko, wystawiając ręce. 
Chwilę później znajdowałam się już w jego ramionach. To uczucie było dokładnie takie, jak to sobie wyobrażałam poprzedniego dnia. Może nawet lepsze. Postawił mnie na ziemi i przyjrzał mi się uważnie. 
Ma chère, tu es magnifique.* – powiedział z pięknym, francuskim akcentem. Był to język, który znałam doskonale z powodu mojego ojca. Od urodzenia mieszkał we Francji, dopiero po poznaniu mojej mamy razem wyjechali do Ameryki. 
– Dziękuję. – uśmiechnęłam się delikatnie, zawstydzona. 
Na szczęście chłopak nawet nie zauważył bandażu na mojej ręce, co pozwoliło mi uniknąć tłumaczenia się. 
Po cichu wymknęliśmy się z posesji i ruszyliśmy w stronę jego auta, zaparkowanego kilka domów dalej. W tym właśnie momencie postanowiłam zakończyć życie w ciągłej żałobie. Rodzice z pewnością chcieliby mojego szczęścia. Nie mogłam ciągle podporządkowywać się bratu, który i tak mnie nie rozumie. 
________________
*Ma chère, tu es magnifique. – Moja droga, jak pięknie wyglądasz. 

poniedziałek, 10 lutego 2014

✧1✧ Początki bywają trudne...

    Rok szkolny zaczął się już dawno, a ja musiałam po raz kolejny zmienić szkołę. Nie mogłam poradzić sobie z emocjami, a to wszystko przekładało się na naukę. Przestałam zaliczać egzaminy, bardzo często zdarzało mi się wagarować, miałam coraz gorsze stopnie, aż w końcu pojawiało się pismo adresowane do mojego brata - jedynego prawnego opiekuna, że zostałam wydalona ze szkoły. Wszystkie te problemy zaczęły się odkąd moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. 
    Kiedyś miałam przyjaciół, chłopaka, ludzie w szkole mnie szanowali. Straciłam chęć do kontaktów z ludźmi. Wolałam trzymać się na uboczu, ponieważ bałam się ponownego odrzucenia. Samotność bolała mniej niż życie w śród ludzi, którzy prawie na pewno za chwilę Cię odrzucą. Jedyne oparcie miałam w bracie, który przejął rolę naszych rodziców. Starszy brat jednak musiał zacząć zarabiać, jeśli chciał utrzymać naszą dwójkę. Sama chciałam podjąć jakąś pracę dorywczą, jednak on zabronił mi, mówiąc żebym najpierw skończyła szkołę. Twierdził, że sam da radę utrzymać nas dwoje. Z tego powodu bardzo rzadko go widywałam – rano odsypiał pracę, a kiedy wracałam ze szkoły jego już nie było albo siedział ze swoimi kolegami. Gdybym nie pokłóciła się z tatą, przed ich wyjazdem na spotkanie biznesowe, może bardziej skupiałby się na drodze i nie doszłoby do wypadku. Pewnie nigdy nie dowiem się jaka jest prawda. Louis nie chce ze mną rozmawiać na ten temat, a policji zakazał udzielania jakichkolwiek informacji odnośnie tej sprawy. 
    – Lux za chwile się spóźnisz! – usłyszałam głos Louisa dobiegający z kuchni.  
    Dzisiaj po pracy wyjątkowo nie poszedł spać, żeby zrobić mi śniadanie, aby choć trochę poprawić mi humor w pierwszy dzień nowej szkoły. 
    Wpakowałam do plecaka jakiś zeszyt, który mógłby posłużyć mi jako brudnopis i kilka książek na dzisiejsze lekcje. Wyszłam niechętnie z pokoju kierując się do holu. Może i śniadanie poprawiło mi humor, ale na krótko bo kiedy tylko pomyślałam o tym, jak źle z pewnością będę traktowana w nowej szkole i jak mocno ludzie zniszczą mi życie po raz kolejny, żołądek podchodził mi do gardła i miałam ochotę zapierać się rękami i nogami by tylko zostać w swoim pokoju i zamknąć drzwi na klucz. 
    Ubrałam na nogi nowe, czarne vansy, które Louis kupił mi specjalnie na rozpoczęcie mojego roku szkolnego, chociaż ja i tak wolałabym swoje stare znoszone i wyblakłe trampki. 
    – Powodzenia młoda. – stał oparty o framugę drzwi prowadzących do kuchni, ze skrzyżowanymi rękami na piersi i przyglądał mi się uważnie z lekkim uśmiechem.  – Tylko pamiętaj o uśmiechu. – dodał kiedy zakładałam moją ulubioną jeansową kurtkę i miałam zamiar już wyjść. 
    – Dzięki, zapamiętam – uśmiechnęłam się sztucznie do niego.  
    Przewrócił oczami i odepchnął się od futryny stając na równych nogach. Poklepał mnie lekko po ramieniu idąc w stronę swojego pokoju, ja tylko westchnęłam smutno i wyszłam z domu. 
    Do szkoły poszłam na piechotę, ponieważ nie była bardzo oddalona od mojego domu, ale też dlatego, że nie znałam jeszcze rozkładu jazdy autobusów miejskich. Louis kiepsko wytłumaczył mi którędy mam iść. W pewnym momencie trochę się zgubiłam, ale na szczęście jakaś uprzejma pani wskazała mi właściwą drogę do szkoły. Żałowałam, że kogokolwiek zapytałam się o drogę, wolałam zgubić się w tym mieście niż iść do nowej szkoły i poznawać nowych ludzi. W moim przypadku to nigdy nie kończyło się dobrze… 
    Kiedy dotarłam przed budynek szkoły zadziwił mnie jego ogrom i dzięki planowi budynku, który załatwił mi Louis u dyrektora, mogłam bez problemu się tutaj odnaleźć. Gdybym się zgubiła z pewnością nie miałabym odwagi odezwać się słowem do kogokolwiek. Przez te kilka chwil, kiedy wpatrywałam się w cały budynek, zdążyłam znienawidzić to miejsce z całego serca. 
    Powoli zbliżałam się do wejścia czując na sobie spojrzenia wszystkich osób znajdujących się na placu. Kątem oka dostrzegłam siedzące na murku cztery, prawie identyczne dziewczyny. Stały obok siebie, jakby ktoś zrobił kopiuj-wklej… Tylko jedna wyróżniała się bardziej. Czym? Po prostu miała kilogram więcej tapety na twarzy. Czy one to sobie szpachelkami nakładają? Domyśliłam się, że jest czymś w rodzaju "szefowej" tych lalek Barbie.  
    – Co za ofiara…– powiedziała jedna z nich na tyle głośno bym mogła to usłyszeć. 
    Przyśpieszyłam kroku. Nie miałam zamiaru wdawać się w żadne konflikty. Już pierwszego dnia mnie oceniają, a nawet jeszcze dobrze nie dotarłam do szkoły. 
    Weszłam do budynku i spojrzałam na mapkę. Teraz powinnam mieć matematykę na drugim piętrze. Szybko ruszyłam w stronę schodów, starając się nie zwracać na siebie uwagi.
    Na drugim piętrze niedaleko klasy, w której miałam mieć zajęcia, stała grupka chłopaków. Już jedno spojrzenie w ich stronę wystarczyło, bym domyśliła się, że nie są to milutcy chłopcy. Mijając ich, jeden z nich zwrócił na mnie uwagę i zlustrował mnie wzrokiem. Dreszcze przeszły mi wzdłuż kręgosłupa. To był ten typ bad boya, którego każdy się boi, a każda dziewczyna na niego leci. Każda… poza mną. 
    Weszłam szybko do klasy i zajęłam swoje ulubione miejsce w ostatniej ławce. Było mi tu najlepiej, gdyż nikt na mnie nie patrzył i nie szeptał o mnie za moimi plecami. Włożyłam słuchawki do uszu, aby nie słyszeć komentarzy dotyczących mojej osoby. Wyciszyłam cały świat, skupiając się wyłącznie na głosie Lany. 
    Mimowolnie spojrzałam w stronę drzwi. Stał tam dość wysoki chłopak, najwyraźniej z mojej klasy. Rozmawiał z jednym z tych, którzy stali przed salą lekcyjną. Nie wyglądał na typowego bad boya a jednak się z nimi zadawał, chyba że to tylko grzeczna rozmowa dotycząca jego długów. 
    Mogłabym opisać go jednym zdaniem, jak każdego chłopaka w tej klasie, jednak był warty poświęcenia większej uwagi. Miał ciemne i delikatnie kręcone włosy, mniej więcej do połowy jego szyi. Nie mogłam przyjrzeć się dokładnie jego twarzy, ponieważ stał bokiem do mnie. Zlustrowałam wzrokiem jego ciało, uprzednio rozglądając się po klasie czy przypadkiem ktoś mi się nie przygląda i nie zacznie mówić, że się do niego ślinię. Ubrany był w zwykły czarny T-shirt, który opinał się na jego umięśnionych ramionach. Sądząc po budowie jego ramion pomyślałam, że pewnie musiał mieć pięknie wyrzeźbione mięśnie na brzuchu. Na nogach miał najzwyklejsze, jasne jeansy. Nic specjalnego, a jednak przyciągnął moją uwagę, bardziej niż jakikolwiek bad boy czy ci mający markowe ubrania i mocno dbający o swój wygląd bogacze.  
    Nasz wzrok spotkał się na moment, ale ja szybko odwróciłam głowę w stronę okien. Przez chwilę w mojej głowie pojawiła się głupia myśl, że chciałabym znaleźć się w jego silnych ramionach, ale szybko ją odrzuciłam. Kiedy kątem oka zobaczyłam, że idzie w moja stronę moje serce nagle przyspieszyło. Niestety nieznajomy usiadł w ostatnie ławce w rzędzie obok. Był prawie na wyciągnięcie ręki i może gdybym była bardziej odważna zapytałabym czy mogłabym usiąść obok niego. Przez chwilę poczułam się zawiedziona, głupie uczucie bo nawet się nie znamy. Siedział akurat pod oknem więc mimowolnie mój wzrok powędrował z obrazu za oknem na jego twarz. Ktoś kto teraz by na mnie spojrzał z pewnością pomyślałby, że miałam na niego ochotę. Na nieszczęście odwrócił wzrok w moją stronę, speszyłam się. Przygryzł wargę patrząc na mnie, a ja uśmiechnęłam się i szybko odwróciłam wzrok na mój długopis. Był cholernie seksowny zagryzając wargę. Czy mogę już zemdleć? 
    Chwilę przed dzwonkiem do klasy weszła grupka dziewczyn, były to te, które stały przed budynkiem. Świetnie… po raz kolejny trafiłam do klasy z pustymi dziewczynami, chociaż nie można oceniać książki po okładce, prawda? Na pewno są miłe i się z nimi zaprzyjaźnię…  
Zrobiło się małe zamieszanie w klasie. Wciąż zajęta długopisem i muzyką płynącą z moich słuchawek, a bardziej myślami o nieznajomym, nie zauważyłam kiedy stanęła nade mną królowa plastiku. 
    – Zajęłaś moje miejsce, dziewczynko! – krzyknęła ze złością, więc mimo słuchawek nie dało się tego nie usłyszeć. Po całym pomieszczeniu chórem rozniosło się złośliwe "uuu" – Zabieraj swoje rzeczy i wypad! 
    Podniosłam głowę, wyjmując słuchawki z uszu i zauważyłam wściekłą twarz plastikowej lali. Może to niemiłe, ale nie sądziłam, że lalki wyrażają jakieś emocje. 
    – Zostaw ją Barbara... Jest nowa, miała prawo nie wiedzieć – usłyszałam nagle męski głos, dobiegający spod okna. Mimowolnie odwróciłam głowę w tamtą stronę i ujrzałam loczka, który z jak najbardziej poważną miną patrzył na plastikową królową. 
    Albo śniłam w tym momencie, albo ten przystojniak właśnie stanął w mojej obronie. Pokręciłam lekko głową, lecz to nie był sen, to była rzeczywistość. Patrzyłam właśnie na małą sprzeczkę tych dwoje… o mnie? Nie… to nie mogło się dziać. 
    – Ej ty… ymm… – odezwał się nieznajomy. – Tak ty… usiądź koło mnie, jest tu wolne miejsce. 
    Barbara trochę się odsunęła i z nadal wkurzoną miną oraz założonymi na piersiach rękami czekała aż się ruszę. 
    Bez zastanowienia wzięłam swoje rzeczy i zajęłam miejsce obok mojego "wybawcy" bliżej okna. Nie miałam zamiaru więcej wchodzić w drogę tej jędzy. Znów zaczęłam bawić się długopisem skupiając na nim swój wzrok i modląc się by klasa nie zaczęła się ze mnie śmiać. Kompletnie nie wiedziałam jak się zachować siedząc z nim, czy mu podziękować. 
    – Jestem Harry. – usłyszałam głos chłopaka, powoli podniosłam głowę i spojrzałam na niego. – A ty jesteś Lux, prawda? 
    Pokiwałam tylko twierdząco głową, zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć. Nawet nie zapytałam skąd zna moje imię. Przecież jestem tutaj pierwszy raz, nie mogliśmy się wcześniej spotkać. Z opresji uratował mnie nauczyciel wchodzący do klasy. 
    – Dzień dobry kochani. Na wstępie chciałbym przedstawić wam naszą nową uczennicę… – skierował swój wzrok na mnie. – Lux Tomlinson… pokaż się nam kochanieńka. 
    Wstałam z miejsca i ze sztucznym uśmiechem obróciłam się w kierunku reszty klasy mówiąc tylko ciche "cześć". Nikt nie pytał o nic, skąd się wzięłam i jaka jest moja historia. To dobrze, nie lubiłam mówić o sobie. 
    W czasie lunchu, żeby nikomu nie wchodzić w drogę, udałam się na koniec stołówki. Wcześniej upewniłam się gdzie usiadła Barbara wraz ze swoją armią, żebym przypadkiem znów się jej nie naraziła. Raczej nikt nie chciałby ze mną usiąść. W końcu zostałam ofiarą… Wyśmiana przez królową plastiku i całą klasę. Czułam się świetnie w towarzystwie samej siebie. Takie życie mi odpowiadało. 
    – Mogę się dosiąść – usłyszałam głos chłopaka, który jeszcze niedawno staną w mojej obronie. 
    – Jasne… - odpowiedziałam siląc się na uśmiech. 
    Czułam się dziwnie z myślą, że tak nagle zaczął się mną interesować obcy chłopak. Jestem mu bardzo wdzięczna, że obronił mnie przed Barbarą, ale zadawanie się ze mną to towarzyskie samobójstwo.  
    Gdy Harry siedział obok mnie nie wiedziałam co powiedzieć. O czym mam z nim rozmawiać? Cisza między nami stawała się coraz bardziej niezręczna, a ja nie miałam pojęcia jak ją przerwać. 
    – Znasz tu kogoś? – zapytał po chwili chłopak. 
    – Nie... – odpowiedziałam z obojętną miną. 
    – To dobrze... To znaczy wiesz, możemy się lepiej poznać. 
    Patrzyłam na niego, zaskoczona jego słowami. Przez chwilę pomyślałam, że może robi to z litości. Nie wydawało mi się, abym znalazła z nim wspólny język. Nagle milion pytań zalało moją głowę, z jakiego powodu ktoś taki chciałby się ze mną zadawać.  
    – Jesteś strasznie cicha, wiesz?- powiedział po chwili ciszy, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech – Na prawdę chciałbym Cię poznać. 
    – Nie jestem za bardzo ciekawą osobą – w moim głosie pojawiła się obojętność. 
    – Każdy jest ciekawy na swój sposób, Belle. – na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, a na policzkach zarys dołeczków.  
    Belle? Jego francuski akcent mnie zaskoczył. Jestem zwykłą dziewczyną, żadną pięknością. Naszą rozmowę, o ile dało się to nazwać rozmową, przerwała Barbara. 
    – Spójrzcie! OFIARA próbuje poderwać…– rzuciła w stronę innych przechodząc obok nas. Na jej słowa wszyscy obecni zaczęli się śmiać.  
    Zrobiło mi się słabo i miałam ochotę zapaść się pod ziemię słysząc jej słowa. Teraz wszyscy będą myśleć że kleję się do pierwszego lepszego. 
    – Hej, Lux nie przejmuj się nią... – powiedział Harry kładąc dłoń na moim ramieniu. Lekko się wzdrygnęłam pod wpływem jego dotyku. – Co ona Ci zrobiła, Barbara? 
    – Nie potrzebne nam takie nie wiadomo co... – prychnęła machając włosami i poszła w kierunku wyjścia ze stołówki. 
    – Nie bierz tego do siebie. Najwyraźniej zazdrości Ci tego, że jesteś naturalnie piękna. Ona może jedynie pochwalić się, sporą ilością tapety na twarzy i armią lalek Barbie. – stwierdził, wzruszając lekko ramionami. 
    Zawstydziły mnie jego słowa. Już dawno nie słyszałam żadnego komplementu z ust chłopaka. Harrego znałam zaledwie dwie godziny, a już przyprawiał mnie o motylki w brzuchu. To nie jest normalne...  
    Dopiero teraz, kiedy się we mnie wpatrywał, mogłam dokładniej przyjrzeć się jego twarzy. Jego głębokie, zielone oczy zdawały się być pełne tajemnicy. Na pierwszy rzut oka wszystko w nim zdawało się być doskonałe. Nawet drobne blizny na prawym policzku. To był właśnie ten typ, który może mieć każdą. Wystarczy że rzuci kilkoma komplementami, uśmiechnie się odsłaniając dołeczki i koniec... Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dziewczyny mu ulegają. 
    Dzwonek na kolejną lekcje przerwał tą dziwną wymianę zdań. Nie odpowiedziałam mu nic, tylko uśmiechnęłam się lekko, patrząc niepewnie w jego oczy. Wzięłam torbę i ruszając w stronę korytarza, szukałam w niej mojej niezawodnej mapki. 
    – Już ode mnie uciekasz? – usłyszałam za sobą głos chłopaka. Złapał mnie za ramię i zatrzymał. 
    – Ymm… nie uciekam... – wzruszyłam lekko ramionami odwracając się w jego stronę. – Po prostu jestem tu pierwszy dzień i wolałabym się nie spóźnić na żadną lekcję. 
    – Jakaś Ty poukładana. – zaśmiał się. 
    – Coś Ci nie pasuje? Może... lepiej zostaw mnie w spokoju i idź do swoich przyjaciół. – odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. 
    – Przepraszam. – powiedział szybko, idąc za mną.– Nie chciałem Cię tym urazić, Belle. No bo widzisz... ja nie mam tutaj przyjaciół, to znaczy tutaj w szkole. Więc może usiądziemy razem na następnych zajęciach? Co my to mamy… 
    Zdziwiło mnie że nie miał tu żadnych przyjaciół. Widziałam przecież jak rozmawiał z jakimś chłopakiem. Widocznie oni nie byli z tej szkoły. 
    – Biologię. – powiedziałam obojętnie, odwracając się do niego. Było w nim coś, co nie pozwalało mi się na niego gniewać. – No dobrze, skoro chcesz to możemy usiąść razem. 
 
***
 
    Zauważyłam, że chłopak tak samo jak ja zawsze zajmuje w klasie ostatnią ławkę. Siedzieliśmy w ciszy obok siebie. Starałam się nie zwracać na niego uwagi, ale czułam na sobie jego wzrok. To było niezręczne.  Próbowałam jakkolwiek skupić się na zajęciach, lecz nie mogłam. Harry pozbawiał mnie zdolności racjonalnego myślenia, a moje serce najwyraźniej próbowało wyskoczyć z klatki piersiowej. Nawet go nie znam, a sama myśl o nim przyprawia mnie o dreszcze. 
    Po skończonych zajęciach ruszyłam w stronę najbliższego przystanku autobusowego. Musiałam sprawdzić w końcu rozkład jazdy, bo nie chciało mi się ciągle chodzić na piechotę. Sprawdzając rozkład westchnęłam głośno, bo autobus, którym dojechałabym prawie pod sam dom, odjechał jakieś pięć minut temu, a kolejny był dopiero za trzydzieści minut. Nie wiedziałam gdzie są inne przystanki blisko mojego domu, więc nie miałam pojęcia którym autobusem mogłabym jechać. Chcąc nie chcąc musiałam wracać na piechotę. 
    Po drodze, w którejś z mniejszych uliczek, zauważyłam zwalniający samochód. Mimowolnie spojrzałam w jego stronę, ale nie zwróciłam uwagi kto siedział za kierownicą, a boczne szyby były przyciemniane. Poczułam lekki niepokój, ostatnio za dużo naczytałam się o porwaniach. Zaskoczyło mnie kiedy szyba zaczęła się opuszczać, a ja zobaczyłam znajomą burzę loków. 
    – Hej, podwieź Cię? – zapytał z lekkim uśmiechem, patrząc na mnie przez okulary przeciwsłoneczne. 
    – Nie mam daleko do domu, ale byłoby miło gdybyś mnie podrzucił. – uśmiechnęłam się delikatnie do niego. Nawet nie zastanawiałam się w jaki sposób mnie znalazł, być może był to czysty przypadek. 
    Kiedy wsiadałam, zostałam obdarowana szerokim uśmiechem, który mimo wszystko potrafił poprawić humor. To był dopiero mój pierwszy dzień w tej szkole, ale pomyślałam, że mogę spróbować nawiązać nowe znajomości. Tym bardziej, że chętny sam się znalazł.  
Podałam mu adres zapinając pasy. Zdziwiłam się, że ten gadatliwy chłopak przez całą drogę w ogóle się nie odezwał. Sama niczego nie mówiłam, bo nigdy nie wiedziałam jak zacząć rozmowę z nowo poznanymi osobami. Przecież nie będę rozmawiać z nim o pogodzie... 
Po kilku minutach zatrzymał się pod moim domem. 
    – Dzięki za podwózkę. – spojrzałam w jego stronę, uśmiechając się lekko. Usłyszałam jego głos dopiero kiedy otworzyłam drzwi. 
    – Mogę przyjechać po ciebie rano, jeśli chcesz. 
    – Nie... Dam sobie radę. – wysiadłam z auta i jeszcze raz spojrzałam na niego kiedy zamykałam drzwi. 
    Powoli weszłam na ścieżkę prowadzącą do drzwi. Kiedy stanęłam przed drzwiami na moment odwróciłam się i zdziwiłam się widząc, że on nadal tam stoi. Miałam wtedy wrażenie, że ciągle na mnie patrzy. Dopiero gdy otworzyłam drzwi usłyszałam jak odjeżdża. Ku mojemu zdziwieniu zastałam Louisa, siedzącego przy stole w kuchni i pijącego kawę. 
    – Cześć siostra. Kto to był? Mam być zazdrosny? – zapytał Lou odstawiając kubek z kawą na stół. 
    – To chłopak z mojej nowej klasy. Jechał akurat w tą samą stronę, więc mnie podrzucił. – wzruszyłam lekko ramionami. – Nie znam jeszcze tej części miasta... 
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź poszłam do swojego pokoju. Odłożyłam plecak koło biurka i rzuciłam się na łóżko. Pierwszy dzień w nowej szkole był bardzo męczący, zresztą jak każdy inny w poprzednich szkołach, ale czułam, że to nie będzie to samo.